wtorek, 25 grudnia 2012

Jak smakuje Żubr przy Kominku?

W ostatnich dniach po sieci, krąży reklama, w której gwiazdą już nie jest żubr, a nasz poczciwy król blogosfery....Kominek. Uważam że reklama naprawdę się udała. Dałbym jej 4+, a nawet 5- na zachętę i po blogerskiej znajomości.



Reklamuje on piwo. Nie byle jakie piwo, a żubra. Lubię żubra, a wręcz go ubóstwiam, ale jego ciemnozłoty brat nie zasmakował mi. Pierwszy raz w ustach mych, wylądował już dawno, tuż po jego " pierwszej" premierze. Było to kilka miesięcy temu. Nie ma co owijać w bawełnę, był po prostu niesmaczny.

W Kominkowej reklamie zauważyłem, że teraz ciemnozłoty ma nową, bogatszą recepturę. Skłoniło mnie to zakupu piwa, żubr ciemnozłoty sztuk jeden. Oczywiście tylko na potrzeby testu :)


Jak wiadomo na pusty żołądek alkoholu nie spożywamy, więc podsmażyłem sobie kurczaka i zjadłem go ze świeżą bagietką i sosem czosnkowym. W międzyczasie popijałem żubra. 

Mój obiad, a właściwie obiadokolacja.

Jak smakuje? Zaskakująco dobrze. Chyba ma w sobie mniej goryczy, niż zwykły żubr. Jeżeli ktoś lubi żubra to nie będzie pluł, po wypicia ciemnozłotego. Najlepiej jeżeli spróbujcie sami, ja nie jestem ekspertem od piwa. Ja po prostu lubię je pić :)



A tak wygląda od środka.


Jego ciemnozłoty kolor. Pięknie prezentuje się w profesjonalnym
kuflu marki Coca-Cola

A to był mój deser.

poniedziałek, 24 grudnia 2012

E-prezenty


Pewnie jak większość Polaków tak i Wy, będziecie dzisiaj wręczać swoim bliskim prezenty. Obdarowywanie kogoś jest naprawdę przyjemne, lubimy kiedy na czyjejś twarzy pojawia się uśmiech, podczas rozgrywania papieru. Chcemy aby prezent podobał się i nie leżał zapomniany w szafie.

Najtrudniejszym momentem, podczas "procesu" obdarowywania kogoś jest wybór prezentu. Godziny spędzone w sklepach i internecie, na przemysleniach czy warto to kupić, czy mu sie to spodoba itd.

Ja też zawsze mam takie dylematy, jednak w tym roku, zdecydowałem się przeprowadzić pewien eksperyment. Postanowiłem bez wychodzenia z domu, w jednym "miejscu", kupić wszystkie prezenty. Amazona nie mamy, więc wybrałem empik. Część była oczywista do wybrania, bo już wcześniej upatrzylem sobie niektóre prezenty, jednak nad szukaniem innych, spędziłem trochę czasu. Niby w empiku mamy duży wybór, jednak przychodzi taki moment w poszukiwaniach, że stwierdzamy " nic tu nie ma" . Na szczęście, koniec końców, udało mi sie skompletować cały "zestaw".

Było to najszybsze i chyba jedno z najprzyjemniejszych, poszukiwań prezentowów świątecznych, jakie w swoim krótkim życiu odbyłem.

Chyba coraz częściej sięgamy do internetu, aby wybrać prezent. Niekoniecznie kupić, a tylko po to, żeby przejrzeć ofertę i ceny. Nie uciekniemy przed tym, jednak sklepy stacjonarne bedą istnieć zawsze i fajnie jest sie wybrać do np. księgarni, wziąć w rękę książkę, przeczytać fragment i zastanowić sie komu możemy ja podarować.


Wesołych Świat ( a na życzenia noworoczne mamy jeszcze czas :)




czwartek, 20 grudnia 2012

B(v)logowigilia



We wtorek odbyła się b(v)logowa wigilia. Oczywiście nie mogło mnie tam zabraknąć i jak zawsze dotarcie na miejsce, było dla mnie przygodą.

Planowałem być o czasie, jednak "krótka" drzemka przed spotkaniem, skutecznie pokrzyżowała te plany. Jak już wstałem i pobiegłem na przystanek, wsiadłem do autobusu, to myślałem że nadal mam szanse być o czasie, ale niestety nie.... Bo nagle powstał magiczny korek, w miejscu w którym nigdy go nie ma.
Następnie przesiadłem się do metra. Wsiadłem i kolejny raz próbowałem polegać na swoim zmyśle orientacji w terenie, który zawiódł mnie kolejny raz. Oczywiście zauważyłem to po jakiś 15 minutach chodzenia i wymawiania sobie, że idę w dobra stronę. Po zorientowaniu się, że jednak to nie to miejsce, włączyłem mapę (w takich chwilach smartphone'y ratują życie). Okazało się, że poszedłem w drugą stronę niż powinienem...
Kolejne 15 minut do stacji metra i od stacji jakieś 10,  do Prochowni Żoliborz w której odbywała się b(v)logowigilia. Naprawdę ładna i klimatyczna okolica.

Ufff... Dotarłem. Na początek trzeba było się rozgrzać, a nic tak dobrze nie rozgrzewa jak alkohol. Zwłaszcza gdy jest to prezent, od najlepszej przyjaciółki blogerów czyli Wyborowej. Było kolorowo, każdy mógł znaleźć coś dla siebie, było nawet wino ( duży plus za prawdziwy korkowy korek, a nie jakiś plastikowy zamiennik).

Blogerzy kulinarni nie zawiedli i kącik z jedzeniem był wypełniony po brzegi.

Marcin z www.niemuzycznapieciolinia.pl przeprowadził warsztaty zapachowe. Bardzo ciekawa prezentacja, momentami śmieszna. Można było się wiele dowiedzieć o psychologii zapachów ( mam nadzieje ze można tak to nazwać).



Potem przyszedł czas na prezenty. Trzeba było się wykazać swoimi talentami wiedza lub po prostu mieć dobry refleks. Najbardziej podobało mi się, wrzucanie rodzynek do kubka, za pomocą pałeczek do sushi. Nie wygrałem, ale zdobyłem pałeczki :)





Od Jacka Gadzinowskiego dostałem brazylijskie jagody, jednak zostały one na parapecie w prochowni, może nadal tam leżą. Chciałem żeby się nie rozmroziły i wystawiłem je za okno, a wychodząc zapomniałem ich zabrać :(


Ja też rozdałem prezenty. Były nie związane z moim blogiem, ale mam nadzieje, że mikołaje z Lego spodobały się zwycięzcom.

Można było sobie zrobić zdjęcie. Profesjonalnym studiu fotograficznym. Dwoma najpopularniejszymi "rekwizytami" z którymi robiono sobie zdjęcia była Segritta i butelka, a właściwie butelki Wyborowej.

Niestety ale długo tam nie balowałem. Musiałem wracać do domu i wyspać się przed kolejnym dniem, w którym czekało mnie kolokwium...

Jak zawsze wyszedłem ze spotkania pełen pozytywnej energii. Poznałem świetnych ludzi,  i już nie mogę doczekać się kolejnego.

PS Te i poprzednie spotkania nie odbyłyby się gdyby nie Ilona z www.blogostrefa.com ;) Jeżeli jesteście b(v)logerami lub chcecie o b(v)logach wiedzieć więcej, jej blog jest najlepszym miejscem do zdobywania informacji.

Prezenty ;)

Blogowa choinka

wtorek, 11 grudnia 2012

Wymuszone "Dzień dobry"

Nie cierpię gdy obsługa np. sklepu mówi mi "Dzień dobry", "Proszę", "Zapraszam ponownie", nie dlatego, że zależy im na kliencie i chcą aby tu wrócił, tylko na tym żeby kierownik sie do nich nie przyczepił.
Powtarzają to przez cały dzień, do każdego wchodzącego klienta, a pod wieczór już są tak zmęczeni, że z ich ust słyszymy "dzińbry" lub nawet nie rozumiemy co powiedzieli.

Jeżeli jesteś pracownikiem i masz nakaz wiązania się z każdym klientem, a nie masz na to najmniejszej ochoty, to nie rób tego. Mnie takie wymuszone grzeczności nie przekonują, a wręcz zniechęcają.

No chyba że potrafisz dobrze udawać.......





piątek, 7 grudnia 2012

Szczęście i wolność to wszystko czego nam potrzeba



Po całym tygodniu biegania, z domu na uczelnie, z uczelni do pracy, z pracy do domu i tak w kółko (a na dodatek byłem mocno przeziębiony), dotarło do mnie czego tak naprawde w życiu potrzebujemy.


Kiedy ktoś pyta nas, co chcemy osiągnąć w życiu, jak to nasze życie ma wyglądać itp. każdy odpowie coś innego. Jedni dążą do sławy, bogactwa, chcą założyć rodzine, napisać książkę itd. A ja zawsze odpowiadam że chce być po prostu szczęśliwy, bo właśnie w tym jednym słowie zawiera się wszystko, co chce osiągnąć, jak chce żyć i kim chce być. Szczęście jest jak nirwana, jest to stan idealny.

Gdy jesteśmy szczęśliwi, słońce świeci jaśniej, jedzenie smakuje lepiej niż zwykle, a ludzie nie są już tak ponurzy i każdy sie do nas uśmiecha. Dla chwil przepełnionych szczęściem sie żyje, ale niestety są to tylko chwile...

No i właśnie w chwili takiego szczęścia, naszło mnie pytanie co mam zrobić żeby szczęście było trwałe. Odpowiedź jest prosta. Kluczem do trwałego szczęścia, jest wolność/niezależność. Gdy nic i nikt nas nie ogranicza, od nikogo nie jesteśmy zależni, nic nie musimy robić to wtedy i tylko wtedy możemy być wiecznie szczęśliwi.

niedziela, 2 grudnia 2012

Niech Kuźniar już zamilknie!


Każdy kto ma telewizor, zna Jarosława Kuźniara. Prowadzi poranny program, na TVN24, pt. "Wstajesz i wiesz".
Właśnie tam go poznałem. Mój codzienny rytuał wyglądał następująco: wstawałem codziennie rano, włączałem telewizor i witałem sie z Jarkiem. Jarek towarzyszył mi przez długi czas podczas każdego śniadania. Lubiłem go, dogadywaliśmy się, jednak od pewnego czasu nie mogę go......Zdzierżyć, a raczej tego co pisze na swoim twitterze i facebooku.

Wszystko zaczęło się od Pierwszej edycji X-factor. Został wyjęty ze swojego dziennikarskiego akwarium i wyrzucono go do morza show biznesu. Od początku wiedziałem, że to zły pomysł. Nie mógł się tam odnaleźć. Chciał rozmawiać z uczestnikami jak Marcin Prokop i rzucać dowcipem jak Kuba Wojewódzki. Jedyne co z tego wyszło, to sztywna kłoda z mikrofonem, na środku sceny. Podczas tych dwóch edycji X-factor nie śmialiśmy się z Jarkiem, a śmialiśmy się z niego.
Teraz nadchodzi 3 edycja, a Kuźniar majestatycznie ogłosił, że zakończył swoją przygodę z programami rozrywkowymi i zamierza całkowicie zaangażować się w poważne dziennikarstwo.
A prawda jest niestety smutna i każdemu znana, że Jarek był po prostu słaby i wszyscy tylko czekali na nowego prowadzącego.

Teraz mamy poważnego dziennikarza. Żegnamy Jarka, a witamy Pana Kuźniara, resztki humoru które ten Pan posiadał postanowił schować głęboko w szufladzie. I tak z rzeczy śmiesznych, dla ogółu wywołujących uśmiech na twarzy, Pan Kuźniar robi skwaszoną minę i ogłasza tragedie narodową.

(kliknij aby powiększyć)

Na pierwszy ogień idzie Chajzer junior i jego materiał o tym, jak robi się newsy do telewizji. Wszyscy się uśmiali, poprawili sobie humor na resztę dnia, a Pan Kuźniar napisał na swoim słynnym twitterze, że Chajzer "zwymiotował do własnego gniazda" i czeka aż stanie się on "bardziej odważny", a cały wpis okraszył tagiem "#glupotanieboli". To prawda że głupota nie boli, w Pana wypadku także.


Teraz powstała kolejna afera. Okazało się ze podczas wyborów prezydenckich w USA, dziennikarz (z TVN24) w studiu, rozmawiał przez SKYPE, z osobą rzekomo mieszkająca w Stanach, jednak jak widać na nagraniu znajdowała się ona w Polsce, podczas rozmowy nie miała na sobie spodni, a obok koledzy umierali ze śmiechu.
Pan Kuźniar nie omieszkał tego skomentować. Jest mu żal wszystkich których to śmieszy, a nie smuci bo jest to zwykle gówniarstwo.


Do Pana Kuźniara

Chce wszem i wobec oznajmić że mnie to śmieszy, a gówniarstwem tego nazwać nie mogę. Jest to dowcip jak każdy inny ( w przeciwieństwie do Pana dowcipów jest śmieszny) Jeżeli chce Pan kogoś nazywać gówniarzami, to może Pan wstać sobie ze swojego dziennikarskiego stołka, przejść kilka kroków po redakcji, do tej osoby co na antenę wpuszcza każdego, kto powie że jest z USA i do niej mieć pretensje, a TVN powinien obrócić to w żart, a nie zamiatać pod dywan.

Niech Pan trochę odpocznie od mediów społecznościowych. Niech się Pan dobrze wyśpi, a na pewno będzie lepiej. Poranne wstawanie, a co za tym idzie, niewysypianie się, jest naprawdę szkodliwe. 


Twitter Pana Kuźniara: twitter.com/jarekkuzniar

sobota, 1 grudnia 2012

Informacje - te ważne i te mniej istotne

Chwilowe przerwy w pisaniu, spowodowane są tym, że wdrażam kilka zmian na blogu, część już została zakończona, kilka przede mną, częśc jest mało istotna i nie zauważalna, jednak niektóre na pewno żauważycie.
No i dosyć często, robię sobie przerwę od blogowaniu, aby postudiowac i popracować.

W dzisiaj, a najpewniej jutro pojawi sie jakiś nowy tekst. Odwiedziłem wczoraj zapikankobus, ale muszę tam zjeść jeszcze ze dwa razy, żeby wyrobić sobi o nim Pełne zdanie. wpadłem tam w biegu i tak samo szybko zjadłem zapikankę.

Dzisiaj wybieram sie do pałacu prezydenckiego, ale coś czuje ze będę tam za późno, a kolejka będzie ooooggggrrrooommmnnnaaa.
Potem skocze do PKiN na targi mikolajkowe, a następnie wrócę pod kolumnę Zygmunta, aby obejrzeć moment zapalenia choinki świątecznej.

Na facebooku czytałem że o 17:15 , na Nowym Świecie, Wedel będzie rozdawał jakieś słodycze. Na Pewno mnie tam nie zabraknie.

poniedziałek, 26 listopada 2012

INSPIRACJE


 Kolejny odcinek mojej, jakże wspaniałej, oraz znanej na całym świecie, serii pt. "INSPIRACJE"

 W dzisiejszym odcinku dużo ubrań, jakieś wnętrze, Polskie akcesoria kuchenne, oraz szczypta muzyki.
Zima się zbliża, a więc trzeba się zaopatrzyć w jakieś ciepłe ubrania. T-shirty zamieniamy na bluzy. Oto kilka propozycji.

pantuniestal.com

pantuniestal.com

dziedzicpruski.pl / holahola.pl
A tutaj coś trochę grubszego, jednak na śnieg już się nienadającego.

misbhv.com



O swoją głowę również trzeba zadbać

pantuniestal.com

pantuniestal.com


turbokolor.com
turbokolor.com

Na ubrania już się napatrzyliśmy czas na resztę.

Piękny domek, położony gdzieś w ciepłym kraju. Dosyć mały, urządzony minimalistycznie. Idealny na weekendowy wypad ze znajomymi lub jako miejsce do refleksji, inspiracji, odpoczynku. Cytując gimbusa "Mieszkałbym"








A na sam koniec, polski akcent. Najprawdziwsze, drewniane, akcesoria kuchenne. Nie tylko ich produkty są genialne. Ogromne wrażenie robią na mnie ich zdjęcia.





Facebook: www.facebook.com/ilnature
Strona internetowa ze sklepem: www.ilovenature.pl



Czas na deser (wybór zależy od Ciebie i twojego humoru):



lub


sobota, 24 listopada 2012

Bobby Burger



12:00 pojedynek czas zacząć, grill już rozgrzany, warzywa pocięte, a klienci czekają z niecierpliwością na pierwsze burgery. W tym ja, Wasz nieustraszony Bloger. Poświęcam się dla Was i nie bacząc na przeciwności losu, spróbuje burgera od Bobby Burger.


Prosto z uczelni, skierowałem swoje kroki wprost do metra, którym dotarłem do centrum. Obszedłem Pałac Kultury (w zła stronę), aż w końcu trafiłem na małego, brązowo-czarnego busa. Tak to był on, Bobby Burger. Pierwsze zaskoczenie - Myślałem ze ten samochód jest trochę większy :)
Na zewnątrz stoją dwa, drewniane stoliki, z 4 krzesłami. Menu bardzo proste, 5 burgerów. Najtańszy kosztuje 15 zł, a najdroższy ( jeżeli dobrze pamiętam) 28. Ja wybrałem Cheese-Bacon, za 19 zł, a właściwie za 20, bo nie mieli jak wydać. Potraktowałem to jako napiwek i nie domagałem się mojej, jakże cennej pod koniec miesiąc, studenckiej złotówki. 


Burger był naprawdę dobry ( jednak nadal Soul Food Bus jest dla mnie numerem jeden. )
Mój Burger składał sie z bułki, sosu ( wybrałem "klasyczny", majonez+ ketchup) , sałaty, pomidora, ogórka (swoją drogą bardzo dobry, dawno takiego nie jadłem), czerwonej cebuli, sera, beconu i oczywiście wołowiny. Tradycyjne 200g, dobrze usmażone, soczyste, smakowało mi ale.... Mam jakieś "ale", jednak sam nie wiem, co było w nim nie tak. Może to po prostu kwestia gustu, jedni wola taką, a drudzy inną wołowinę.
Nie mam zdjęcia ze środka, bo byłem za bardzo zajęty jedzeniem,
żeby fotografować "wnętrzności"
Jeżeli miałbym wystawić Bobbiemy ocenę, dałbym mu mocne 4, a nawet 4+. Muszę pochwalić szybką obsługę, stoliki przed busem, świeże produkty.
 Z czystym sumieniem, mogę Wam go polecić, pójdźcie na skrzyżowanie Marszałkowskiej i Świętokrzyskiej, zjedzie Burgera i sam oceńcie. Ja na pewno jeszcze do nich wrócę.