poniedziałek, 15 października 2012

Blog Forum Gdańsk 2012 - dzień drugi





Obudziłem się o 7:30, po odświeżającym i pobudzającym prysznicu, spakowałem się i zszedłem na śniadanie. Głodny nie byłem, bo mój głód jeszcze spał. Jednak zjadłem, aby mieć siły na mecz piłki blożnej. Jeszcze wtedy nie byłem świadom co mnie czeka...
Po zjedzeniu śniadania i wymeldowaniu się, poszedłem do autobusu, który przewiózł nas na PGE Arena.
Prosto z autobusu przeszliśmy do szatni. Okazało się że trafiliśmy do złej szatni. Gdy odnaleźliśmy właściwą, szybko się przebraliśmy, założyliśmy, specjalnie na tą okazje przygotowane koszulki i wyszliśmy na boisko.

Znaleźliśmy się w centrum stadionu, a w okół nas tysiące krzeseł, tłumy fanów, okrzyki, śpiewy i wielkie flagi z nazwami naszych blogów. Tak właśnie to wyglądało...no może odrobinę podkoloryzowałem, ale tylko odrobinkę.

Była zimno, ale nie zraziło mnie to, stwierdziłem że podczas gry na pewno się rozgrzeję, rozgrzałem się i to aż za bardzo. Po pierwszej połowie miałem ochotę wypluć płuca, zimne powietrze i moja tragiczna kondycja (którą trenuję od półtora roku) dała o sobie znać.
Grało się świetnie, jedynym minusem było to, że trawa była bardzo śliska, każda próba mojego kopnięcia piłki, kończyła się wywrotką lub po prostu piłka leciała, w kierunku w którym nie powinna. Nie polecam grać na takiej trawie, w butach do biegania.
Jednak nie byłem w drużynie sam i koniec końców wygraliśmy 8:7. Drużyna krasnali (w której byłem ), pod przewodnictwem niezwyciężonego Artura Kurasińskiego, zmiażdżyła drużynę Zuchów, której kapitanem był Maciej Mazurek
.
KRASNALE

ZUCHY


Po mecz rozpoczęły się kolejne prelekcje. Drugi dzień rozpoczął . Szkoda że poranna frekwencja była taka niska. No ale to chyba było do przewidzenia po wieczornym afterze.

Drugi dzień skończyłem się dla mnie szybko. Szkoda że wszystko co jest piękne, tak szybko się kończy.

Wyszedłem wcześniej, aby w razie deszczu meteorytów lub ataku kretoludzi, zdążyć na samolot. Ten "zapas" przestał być zapasem, w skutek czego byłem lekko stronniczy spóźniony. Podbiegam z bagażem, a Pani oznajmia mi że się spóźniłem 5 min. Idę do biura lotu. Pani sprawdza godzinę wylotu i nagle dzwoni telefon. Pytają się o mnie i  dzięki temu że miałem mały bagaż (dziękuję że nie jestem kobietą) oraz odprawiłem się przez internet, pozwolono mi jeszcze wejść. Uff... odetchnąłem. Po 50 minutach byłem już w Warszawie.




Nadal się nie wyspałem, mam przysłowiowy "zapierdol" na studiach który powinienem ogarnąć w weekend, nawet w pokoju mam pogorzelisko większe niż zwykle. Jednak nie żałuję tego, trochę blogowej sławy na mnie spłynęło, poznałem ciekawych ludzi i chcę więcej :)

Zdjęcia pochodzą z: www.facebook.com/BlogForumGdansk


0 komentarze:

Prześlij komentarz