środa, 3 kwietnia 2013

Słodko-Gorzki Warburger


Wybrałem się niedawno do Warburgera, który znajduje się w Warszawie, na skwerze Stanisława Broniewskiego, (skrzyżowanie ulic: Jarosława Dąbrowskiego i Puławskiej).
Dotarcie do niego zajęło mi chwile, bo nie szedłem do niego od frontu, ale jak to się mówi od "dupy strony". A dlaczego tak tam szedłem, to wyjaśnię wam w innej notce(niedługo).

Wchodzę na ten skwer i widzę budowlę wielkości budki transformatorowej. Gdy uświadomiłem sobie, że ta malutka budowla wielkości kiosku ruchu, to Warburger moja twarz wyglądała jak słynny mem "Are you fucking kidding me?". Zastanawiałem się jak to wszystko zamieścili, w czymś tak małym. Jednak postanowiłem nie oceniać burgera po lokalu i dzielnie pognałem ku wejściu. Po wejściu już nie wydawała się taki mały, ale nie czułem się przytłoczony ogromem tej budowli. Może latem nie ma to dużego znaczenia, jednak zimom wole siedzieć w cieple, chociaż podczas mojej wizyty dwóch śmiałków wybrało ławeczce na zewnątrz.


Nad wystrojem nie ma co się rozwodzić, na plus jest to, że lokal jest prawie cały przeszklony i mamy możliwość obserwowana widoków, a nie tylko innych klientów. Ładne menu i obrazki na temat dobrej jakości wołowiny, której używają itp. Fajne też rozwiązali kwestie wieszakach które umieścili pod blatami, ale żeby je znaleźć trzeba się trochę naszukać, co prawda na ścianie wisi tabliczka z informacja o nich, ale nie każdy czyta wszystko wokoło siebie.


Na minus chyboczące się krzesełka, które wyglądają jakby ktoś je na prędko składał i to po kilku piwach. Jeszcze ta lada..... nie wiem czy po prostu ktoś coś rozlał, w miejscu gdzie siedziałem, ale cały blat się lepił mogła być to wina tej farby czy impregnatu którego użyli, ale mogę się mylić.

 Przejdźmy do rzeczy najważniejszej. Burgery! Zamówiłem Kac Burgera ("coś dla przeżywających ciężki dzień, grillowana wołowina, plastry bekonu i autorski sos łączący smaki Azji z odrobiną amerykańskiej whiskey"). Kaca nie miałem, ale miałem ochotę na coś konkretnego, a zarazem nic szalonego, w końcu to pierwsze podejście i nie chciałem ryzykować.  Nie zawiodłem się, ale....ale nie było idealnie.


 Chwalona przez wiele osób bułka rzeczywiście była smaczna, jednak trochę za ciężka, ale coś za coś dzięki tak zwartej strukturze nie rozpada się przy jedzeniu.
Wołowina - najważniejsza część burgera, która jest zarazem najłatwiejsza do zepsucia. Tutaj była dobrze usmażona, smakiem nie powalała, ale jak najbardziej była dobrze przyrządzona (poprawnie). Muszę jednak poskarżyć się, że przy ostatnim gryzie miałem strasznie dużo pieprzu.
Warzywa jak to warzywa, smaczne, zdrowe i przede wszystkim świeże.
Sos. Sos (według opisu) łączył w sobie smaki Azji i amerykańską whisky. Czy łączył musicie ocenić sami. Ja nie czułem Azji ani whisky, co nie oznacza że sos był zły. Smakowa mił, jednak lał się wszędzie. Zjeść go w elegancki sposób było ciężko.
 
Ceny nie są wygórowane, nie można narzekać. Dobra jakość za dobrą cenę. Ja za Kac Burgera zapłaciłem 23zł. Mają karty stałego klienta więc (jeżeli pamięć mnie nie myli) 8 lub 9 burgera mamy gratis.
Burgery mają adekwatne ceny, ale 5zł za oranżadę to dla mnie kpina. taka oranżada jest warta 50gr, a życzą sobie za nią 5zł. Największy minus Warburgera!

Każdego burgera pakują w ładne pudełko. Z wierzchu wyglądało jakby było zrobione z papieru z odzysku, nic bardziej mylnego. Powierzchnia jest pokryta takim papierem, a w środku mamy piękny lakierowany papier. Nie jestem jakimś ekooszołomem, ale staram się dbać o środowisko i jeżeli ktoś chce je również chronić to niech to robi, a nie tylko udaje.


Chyba za dużo się spodziewałem po Warburgerze, szedłem tam z megapozytywnym nastawienie. Może nie było idealnie ale wizytę w Warburgerze mogę zaliczyć do udanych, na pewno tam jeszcze wrócę. Ich burgery na pewno są na moim podium, jednak nadal numerem jeden jest Soul Food Bus.

PS Wszystkie zdjęcia pochodzą ze strony: www.warburger.pl
Profil Warburgera na facebooku: www.facebook.com/warburger.bar

0 komentarze:

Prześlij komentarz